Dear World: I'm coming!: Trip of a lifetime or current -> "There and back" in my version

niedziela, 10 listopada 2013

Trip of a lifetime or current -> "There and back" in my version

Podróż życia dotychczasowego czyli ,,Tam i spowrotem wg Katarzyny"

Jak już wspomniałam, po powrocie z tripa postanowiłam wszystko spisać. Troszkę nad tym siedziałam ale... udało się! Z jakim skutkiem nie wiem ale najważniejsze jest to, że się udało i mam najlepszą pamiątkę jaką tylko mogłam sobie wymarzyć. Skończyłam na 35 stronach, więc mam czym się dzielić i... to też nieniejszym uczynię! :) Zastanawiam się jeszczę ,,jak"to zrobić, ale chyba wygra publikowanie relacji z poszczególnych dni (nie wiem czy wszytkich i czy w kolejności chonologicznej) wyjdzie w praniu. Podejrzewam, że będę wrzucała jeszcze mniej/więcej co ile mnie kosztowało - choć nieco pogubiłam się w rachunkach (umysłem ścisłym nie byłam nigdy i raczej nie da się tego zmienić). Trasa prezentowała się mniej/więcej tak:


Wszystko zaczęło się 13tego lipca w busie z Poznania do Berlina. Pierwsza podróż Polskim busem, za bagatela 20 zł. Siedząc w autobusie myślałam: ciekawe co się wydarzy, kogo spotkam, jak to będzie, czy mi się uda. Tysiące myśli na minutę, mózg nie był w stanie ogarnąc tego chaosu... więc zachciało mi się spać :D Po 4 godzinach wjechaliśmy do Berlina. Po drodzę już ,,zaliczyłam" z okna kilka atrakcji, wieżę telewizyjną, jakieś biurowce i pseudoplażę z ludźmi chillującymi na leżakach i puszczającymi latawce, co dziwnie: plaża była, a wody dookoła brak! Dotarliśmy na ZOBa, plecak na plecy w drogę! Kierunek: hostel. Zanim znalazłam S-bahn, pokrążyłam nieco w pustych podziemiach. Pierwszy bilet i kasowanie na zewnątrz (niczym SKMka w 3-mieście) uff jak gorąco! Przystanek Westend, kilka kroków, dotarłam! Niepozorny Cheap and sleep hostel (10 eurasów za nockę), wspinanie na ostatnie piętro i wyczekiwany prysznic. W międzyczasie obudziłam jakąś postać owiniętą w kołdrę i w ten oto sposób poznałam Czecha - Petra, który postanowił sobie zrobić tripa autostopowego po Niemczech. Planów nie miałam, choć myślałam o jakimkolwiek spacerze :D W swojej ,,sierotowości" i braku zdecydowaniu dostałam propozycję dołączenia do Petra, Mirka (innego Czecha) oraz przemiłej Japonki, której imienia za pierwszym razem nie byłam w stanie zapamiętać.



Wylądowaliśmy w teatrze angielskim na STAND-UPie (8 euro, polecam!!!). Ironia, angielski humor, dogryzanie poszczególnym nacjom (Polakom oberwało się za polish-english) o matko, jak ja się bałam! Obawiałam się, że zostanę wyłowiona z tłumu (o co nie było trudno siedząc w pierwszym rzędzie) i będę zmuszona do odezwania się, udało się przetrwać-ulga! Z bolącymi brzuchami poszliśmy w miasto. Piwko w rękę i tak obeszliśmy najważniejsze miejsca: Unter den Linden (niestety w remoncie), Berliner Dom, wieża telewizyjna, zahaczyliśmy o Alexander Platz, Checkpoint Charlie. Powrót do 6 osobowego pokoju i próba zaśnięcia - KOCHAM chrapiących ludzi!



Jedyne zdjęcie z tego dnia, w zabójczej jakości!
The only picture of the day in awesome quality!


Trip of a lifetime or current - There and back in my version


As I mentioned once, after returning from trip I decided to write down all my adventures. Don't know if result is good but the main thing is that I have the best souvenir that I could even imagined. I finished after 35 pages, so I have many thing to share and i'm gonna try to do it! :) I wonder again ,,how" but I think that I will be publishing raports from each single day (do not know if every and if chronologically) will come out later. Suspect that I threw more or less how much it cost me-although I'm lost in some accounts (my mind was never a strict and rather can't change that).
  
It all started 13th of July in the bus from Poznan to Berlin. The first trip by "Polski bus" 20 pln (about 5 euro). While sitting in the bus I was wondering what's going to happen, what kind of people I'm gonna meet on my way, and obviously: if I can manage it. A thousand thoughts per minute, the brain has not been able to embrace the chaos... So I felt aleep :D After 4 hours we stucked in traffic jam in Berlin. En route already ,,scored " from a window a few attractions, the TV tower, "beach" with chilling people on the sun loungers and kites (bit strange that beach exist without any water around!). Arrived at ZOB, I put my backpack on... still on the road! Direction: the hostel. Before I found the S- bahn, i was walking through bit empty basement. First ticket and clearing out ( like SKM in Gdansk/Gynia/Sopot) Insecure hot! Stop: Westend, a few steps away I get to inconspicuous Cheap and sleep hostel (10 euros per night). Climb to the top floor and awaited shower. Meanwhile, I woke up a figure wrapped into a blanket, and this is how I met a Czech - Petr, who decided to do the hitchhike-trip through Germany. I had no plans, I was just thinking about any walk :D In mine orphansness and lack of determination I got offer to join to Petr, Mirko (another Czech) and the delightful Japanese girl, the name for the first time, I could not remember.

We landed in the english theater on Stand-up. Irony, english humor, bantering to individual nations (Poles was reprimanded for polish-english accent) Damn, I was so frightened! I was afraid that I would be fished out from the crowd (while you are sitting in the front row it's very possible) and I will be forced to utterance is managed, I survived, what a relief! With aching bellies (I was laughing all the time!) went into the city. We grab some beers in hand and just have a walk. We saw the most important places: Unter den Linden (unfortunately under renovation), the Berliner Dom, TV Tower, stopped at Alexander Platz, Checkpoint Charlie. Back to room for 6 people and trying to sleep - I LOVE snoring people!
 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz