Dear World: I'm coming!: In the light of red latterns

poniedziałek, 25 listopada 2013

In the light of red latterns


Kolejne pyszne śniadanie, na zewnątrz słoneczko, szkoda czasu, trzeba zwiedzać! Chciałam być przykładnym pasażerem i kupić bilet na tramwaj ale cóż... stojąc już przy biletomacie dostałam całodniowy od parki obcokrajowców  :) Kochani! Trasa podobna do wczorajszej (samo centrum Amsterdamu nie jest bardzo rozległe więc 2 dni na zwiedzanie ,,klasyków" ze spokojem wystarczy) ale na jeszcze większym chillu i z w miarę sprecyzowanymi celami. Tak przynajmniej mi się wydawało. Zabłądziłam po raz kolejny (kanały potrafią strasznie zmylić!) ale tym razem okazało się, że dzięki temu nie przegapiłam ulicy z grafitti-budynkami. Znowu odwiedziłam Red light Districkt (intrygująca okolica!). Tym razem panie w witrynach (o 15) były, hmm... bardzo puszyste i dość nieurodziwe, trafił się też facet w rajtuzkach :D Zaczęłam się przyzwyczajać do tych wszystkich widoków, najpierw było WOW i lekkie zakłopotanie, teraz przyglądam się raczej z wielkim zainteresowaniem. Wróciłam do akademika, pojechaliśmy na zakupy PRAWDZIWYMI holendrami-rowerami <3 (na których de facto jeździ się kompletnie inaczej, o czym dowiedziałam się jak ,,zniosło" mnie na ścianę i obtarłam sobie cały łokieć) Próbowałam zrobić placki po węgiersku ale muszę przyznać, że bez tarki i polskich produktów jest to wręcz niemożliwe!

Wieczorem ciężko było się nam zebrać do wyjścia ale jakoś w końcu podniesliśmy tyłki z kanapy. Poszliśmy na dzi... eee, małe nocne zwiedzanie? Tym razem panie pod czerwonymi latarniami były o niebo lepsze od tych popołudniowych, choć i teraz można było spotkać pasztety albo plastiki, btw. widok tych wszystkich napaleńców dookoła jest bezcenny. Do tej pory gdy sobie przypomnę te miny i rozbiegane oczęta chce mi się śmiać. 


Ostatecznie udaliśmy się do klubu, w którym muzyka (o ile mogę o "tym" tak powiedzieć) sprawiła, iż czułam pulsowanie mózgu. Malutkie piwka, dookoła przyćpani z lekka ludzie w swoich małych, pięknych światach... Urocze. Pokręciliśmy się po parkiecie i wróciliśmy do akademika ok. 3/4, sprawdziwszy wcześniej czy istnieje możliwość wstąpienia do coffee shopka... Niestety prawo w Amsterdamie odnośnie otwarcia klubów i shopów zmienia się dość szybko i z naszym szczęściem zamkęli o północy. 

Koszulka I <3 Amsterdam zakupiona, całe miasto przemierzone wzdłuż i wszerz ale mimo tego jestem pewna, że wrócę tam nie raz! :) Nic już chyba nie jest w stanie mnie zaskoczyć.


ENG version :)

Another delicious breakfast, sun outside, don't want to waste the day, it's a sightseeing time! I wanted to be an exemplary passenger and buy a ticket on the tram but oh well... standing already in front of ticket machine I get some all-day pass from the couple od foreigners :) Lovely people! Route similar to yesterday (the very center of Amsterdam is not very wide so two days for sightseeing "classics" is fair enough) but an even greater measure of chilling. Get lost once again (channels can terribly confuse!) but this time it turned out that I didn't miss grafitti-street buildings. Again visited the Red light Districkt, this time women (about 3 p.m) were, uh... very fluffy and quite uncomely, I even met a guy in tights :D I started to get used to all those sights, firstly I was a slight embarrased, and my eyes said: WOW, now I'm rather watched with interest. Went back to the dorm, we went shopping for REAL Dutch-bikes <3 ( which de facto drives completely differently what  "abolished the" me against the wall and wiped an entire elbow) I tried to make typical potatoe pies but I have to admit that without curbs and polish products it's impossible!

In the evening, it was sooo hard to go out but after few tries we moved our asses from the couch. We went for the bitc... small night-tour? This time the ladies under those red lanterns were much better than in the afternoon, but still could meet artificial and plastics ones- view all horny guys around is priceless. Until now, when I recall the faces and sweet eyes darted me laugh.

We went at the end to the club, the music (as far as I can tell it was music) throbbed my brain and killed some brain cells obviously. Tiny beers, guys on drugs in their small, beautiful worlds. Cute. We conquered the dance floor and returned to the dorm around 3/4, having checked in advance whether there is a possibility to get into the coffee shop... Unfortunately, the law in Amsterdam regarding the opening of clubs and shops changed quite quickly and ''our happiness'' was locked at midnight.

Bought t-shirt I <3 Amsterdam, the whole town is traversed the length and breadth but I'm sure I'll be back there again! :) Nothing can't suprised me right now!

 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz