Dear World: I'm coming!: września 2014

czwartek, 18 września 2014

Krabi


Dojazd do Krabi był dość ciekawy. Najpierw marsz (w tą duchotę, z 14kg na plecach jest to o jakieś ciut trudniejsze) potem nieco zabawne łapanie lokalnego busa, czyli wyskoczenie na drogę i wbieganie do pojazdu :D Bus nie był busem z prawdziwego zdarzenia. W skrócie jest to ciężarówka, przerobiona. W środku 3 rzędy ławek, jak na zdjęciu, wchodzi się od tyłu. Nie ma biletów, ani kasowników. Jest za to pani która od każdego zbiera 30-40 bht i pyta o przystanek. Prostota.


Później przesadzono nas do mini vana i dostarczono za kolejne 10bht na dworzec autobusowy (nie miałam drobnych, pojechałam za free). Całą drogę cieszyłam się jak głupia, a znając życie dostarczyłam im nieco rozrywki, ciężko się wtarzać do ,,busa" z plecakiem, o poruszaniu nie wspominając.




Krabi samo w sobie jest miastem jedynie buforowym mym skromnym zdaniem. Łatwo się stąd dostać na wyspy, plażę, do zatoki Phang Na (czy jakoś tak). Miasto samo w sobie jedynie urzekło mnie nocnym i dziennym Marketem (ej, wcale aż tak dużo nie jem!). Gdzie oczywiście panował uroczy smrodek,  brud itd.


Mój hostel, a raczej guesthouse miał swoje plusy i minusy (przewagę). Na plus była cena (250bht) i fakt, że miałam pokój 3osobowy, który przez 3noce pobytu był prywatny. No i sąsiedztwo 7eleven była zbawienna (odpowiednik tańszej wersji, całodobowej żabki) Minusy... Daleko od wszystkiego, po drodze zaczepiały mnie hordy bezpańskich psów, w łazience były robaczki, no i nie było ciepłej wody ;) trzeba się przyzwyczajać!


O tym co można robić w Krabi, zobaczyć itd. w kolejnej notce! A i o cenach napiszę oddzielny post :) ciao!


ENG version :) 

Getting to Krabi was quite... interesting. First march (in the stifling, with 14kg on my back it was a bit more difficult) and then a little fun catching the local bus, just jumping onto the road and run into the vehicle :D In short it is a truck, converted. In the middle of the truck there are 3 rows of benches, as in the photo, enter from the rear. There are no tickets or ticket counters. But there is a lady who collects every 30-40 bht and asks for stop. Simplicity.


Later changed for a mini van and delivered for the next 10bht the bus station (I went for free). I enjoyed all the way like a fool, and knowing life gave them a bit of entertainment, it's hard to move into ,,bus" with a backpack.



Krabi itself is a city only my humble opinion buffer. Easy to get to the island, the beach, the bay of Phang Na (or something like that). The city has nice market also (hey, I don't eat that much!). Where, of course, there was a charming stink, dirt, etc.

My hostel, guesthouse rather have their pros and cons (advantages). On the plus side was the price (250bht) and the fact that I had a room for 3 and I was the only person inside. Well in the neighborhood was my beloved 7eleven (shop 24/h with everything!) Cons... Far from everything, the way they engage me hordes of stray dogs in the bathroom were worms, and there was no hot water;) need to get used to!



About what is to do in Krabi, see etc. in the next scrap! About prices will write a separate post also :) ciao!

niedziela, 14 września 2014

Phuket vol. 2


W teorii wiedziałam w jakiej okolicy mieszkam ale jednak zmęczenie wzięło górę i... szukałam przez 9h wyimaginowanego budynku, który de facto nigdy nie istniał. Ale od początku! Błąkałam się jak głupia, w tą i spowrotem, a jak mieszkania nie było tak nie ma. W moje poszukiwania włączały się coraz to nowe osoby. Najpierw Pan, który grillował o 3 rano, potem kilku taksówkarzy,  pewna bardzo stara pani muzłumanka zgarnęła mnie z plaży gdy postanowiłam,  że może jednak się zdrzemnę (btw. obok mieszkania miałam piękny meczet, no i ogólnie dzielnica ta była zamieszkana głównie przez wyznawców islamu, mimo zakrytych nóg ale za to odkrytych ramion czułam się... goła). Później ładowałam telefon w jakimś przpadkowym salonie fryzjerskim, Stara zadzwoniła na policję (nie wiedzieć czemu), potem Pani, która smażyła kurczaki obwiozła mnie po okolicy skuterem... masakra.




W końcu około godziny 10tej H. odebrał telefon i po mnie przyszedł. Co się okazało? Byłam pod jego mieszkaniem conajmniej 5 razy. W ten oto niechlubny sposób,  poznała mnie cała dzielnica. Za każdym razem gdy jechaliśmy skuterem było mi tak głupio, że chciałam się zapaść pod ziemię, a jakby się dało to i głębiej. Po powrocie spałam jak bobas. 


Phuket jest dość specyficznym miejscem. Jest to największa wyspa w Tajlandii, które już zostało totalnie opanowane przez turystów. Coś w tym jest, przyznaję choć też da się znaleźć miejsca, które jeszcze nie zostały wessane w ten turystyczny wir. Ja poruszałam się właściwie tylko po południowej części, a gdyby nie pogoda pewnie starałabym się troszkę oddalić i zobaczyć więcej niż plażę Patong, posąg wielkiego Buddy (z pasącymi się słoniami po drodze!!!), obeszłabym nie tylko całe centrum Kathu ale i inne miejsca, które z pewnością są tego warte.

 

Miejsce w którym się zakochałam to... fresh market (Banzan) :D i to nie byle jaki! Świeże ryby zabijane na miejscu, mnóstwo owoców morza wszelkiej maści i rozmiarów, warzywa, owoce, smród wymieszany z zapachem przypraw.  Można było postradać zmysły (takie miejsca tylko dla ludzi o mocnych nerwach i żołądkach ze stali!). Najfajniejsze było to, że istniała możliwość kupienia np. rybki, zaniesienia jej na piętro wyżej gdzie było mnóstwo ,, restauracji" na podobę kompleksów jedzeniowych w centrach handlowych w Polsce i tam Pan robił z naszymi zakupami cuda. Za danie poniżej (smażony ryż z owocami morza i warzywami) zapłaciłam może z 6zł, za kokosa - kóry nie wygląda jak te u nas zasuszone, puste itd. tylko ma w sobie jakies 0,5 wody kokosowej i można wyjeść łyżką białą część - 3zł. Co mnie zaskoczyło? Trzeba sobie samodzielnie wyparzyć sztućce :D




ENG version :)


As if I knew the area I'm going to live in but still... was looking for imaginary building, which de facto never existed, it took for 9h. But from the beginning! I wandered like a fool, back and forth. In my search involve more and more new people. Firstly, the guy who had a BBQ at 3am in the morning, then a few taxi drivers, a very old muslim lady scooped me out of the beach when I decided to maybe take a nap (btw. Beside the apartment had a beautiful mosque and in general this district was inhabited mainly by Muslims although covered legs but not arms felt... bare). Then load the phone in a hairdressing salon, old lady called the police (do not know why), then the lady who was frying chickens took me for a ride on scooter... a massacre.
 
Finally, at about 10am H. picked up the phone and came after me. What happened? I was at his apartment at least 5 times.  Every time I rode a scooter I was so stupid that I wanted to sink into the ground, and as if it could and deeper. After returning slept like a little dot.
 
 
 
Phuket is quite a specific place. It is the largest island in Thailand hailed as a place that has already been totally overrun by tourists. Something about this is, I admit though it is impossible to find places that have not yet been sucked into the vortex of this tourist.I travelled only the southern part and if the weather is not firmly rejected would like to see a little bit more than Patong Beach, a statue of the great Buddha (with elephants grazing in the way !!!), I would walk around  not only the whole center of Phuket but other places which are certainly worth it.



The place in which I felt in love with... fresh market Banzan. Fresh fish killed on the spot, lots of seafood of all sorts and sizes, vegetables, fruits, smell mixed with the smell of spices. You could lose my senses (such space only for people with strong nerves!). The coolest thing was that it was possible to buy such. Fish, zaniesienia her on the floor above where there were plenty of,, restaurant "on complexes like in shopping centers in Poland. For fried rice with seafood paid 2$, for coconut 1 ;)



Phuket vol. 1




Po łącznie... 14 godzinach lotu i 9 godzinach spędzonych  na lotniskach (kolejno: Wiedeń,  Dusseldorf, Abu Zabi) - dotarłam. Skłamałabym mówiąc,  że nie byłam zmęczona, aczkolwiek podekscytowanie wzięło górę nad niedoborem snu i byłam gotowa na to co przyniesie wieczór. Przywitał mnie Pan, którego  zadaniem było wstawienia mi stempelkowej 30 dniowej wizy on-arrival (dla Polaków za free). Ogólnie cała procedura wizowa to mała prowizorka. Nie miałam wypełnionego do końca małego druczku, zamiast adresu zamieszkania wpisałam mailowy i hyc: na legalu mogę tu tkwić do 4tego października :) Byłam święcie przekonana, że mój plecak, który widziałam ostatni raz w Wiedniu znajdzie się gdzieś w Ameryce Południowej także gdy go ujrzałam kamień spadł mi z serca. Poza lotniskiem dopiero zaczęło się dziać!


Ok. Let's the fun begin! Teraz trzeba się wydostać z lotniska i dotrzeć do mego couchsurfingowego hosta. Wymieniłam szybko pieniążki na Bahty (1$ +/- 31,20 bht) i poszłam szukać mini vana do miejsca w którym jest najbardziej znana plaża na Phuket - Patong, największa imprezowania zarazem. Za 180 bht po jakimś czasie dotarłam do celu, tak jakby. 



Czekałam na plaży i w przypływie bezradności i niemożności kontaktu z mym nowym kolega kupiłam sobie tajską kartę sim. Stąd też miałam internety prawie cały czas podczas pobytu w Tajlandii hihi. W końcu jakoś się odnaleźliśmy, wzięłam szybki prysznic, a że tutaj w porównaniu do polskiego czasu jest +5h... pojechaliśmy na imprezę (mądra Katarzyna, mądra). Pierwsza przejażdżka skuterem jako pasażer wśród zwariowanych i trąbiących ludzi dodatkowo mnie obudziła, myślałam, że umrę i dupa z moimi 3 miesiącami w Azji. Serio.


W centrum... przeżyłam kolejny szok. Neony, nagabujący na wszystko ludzie, mnóstwo ulicznego jedzenia, tłumy turystów (w szczególności Niemców) ladyboye, skutery i jeszcze więcej skuterów. Spotkaliśmy się z dwójką znajomych mego hosta (Francuzką i Hindusem) i pojechaliśmy hen daleko na imprezę,  dość specyficzną z resztą. Ragga bar, housowa muzyka, neony, ktoś grający na bębnach, hamaki... i do tego wysoka temperatura i wilgotność (po 5 minutach człowiek myśli tylko o prysznicu i o tym, że mógłby być bardzo skutecznym lepem na muchy). Zobaczyłam jak wygląda męska wersja tańca brzucha w egipskim wydaniu, poobserwowałam otoczenie, pochillowałam między drzewami... Pokręciliśmy się tam do 1 i razem z koleżanką postanowiłyśmy wrócić.  To był wielki błąd. Że też nie mogłam zostać dłużej  i wrócić z moim hostem!!! Dlaczego?


ENG version :)

After a total of... 14 hours of flight and 9 hours spent in airports (in order: Vienna, Dusseldorf, Abu Dhabi) - I get there, finally! I'd be lying by saying that I was not tired, but the excitement took up the deficiency of sleep and a feeling of being the most dirty person ever. The guy behind the desk insert my3- days visa on-arrival which is free for Polish citizens. I didn't provide all (required) information but anyway he has made his duty (instead of adress of my stay put email and... it was fair enough). Legally I can stay in Thailand till 4th of  October :) I was firmly convinced that my backpack will be at the different airport, in Brazil for example but I found him save on Phuket's airport. It was where it supposed to be

 
Let's the fun begin! Now just have to get out from the airport and find way to my couchsurfing host. I exchanged quickly my $ for the baht ($ 1 +/- 31.20 bht) and went to look for the mini van to the place where the most famous beach on Phuket - Patong is, the most crazy one, where everything can happen. For 180 bht after some time I got to the Kalim beach. Was waiting on the beachfor a while and in a fit of helplessness and inability to contact my colleague bought a new Thai sim card. Hence, I have internet almost all the time hihi. In the end, somehow we found each other. I took a quick shower, and that here in comparison to Polish time is + 5h... we went to a party (wise, wise). First scooter ride was kinda crazy! It tottaly woke me up. Thought that it will be my first and a last ride. Seriously.


In the center... experienced another shock. Neons, a lot of street food, crowds of tourists (especially Germans) ladybos, scooters and more scooters. Bangla road. 




We met up with two friends of my host (a French and Indian) and went far away to a party, quite specific anyway. Ragga bar, house music, more neons, someone playing the drums, hammocks... and to the high temperature and humidity (after 5 minutes a man only thinks about the shower and that he could be an effective flypaper). I saw the men's version of belly dancing in the Egyptian edition, observe, chilled between the trees... stayed there till 1 a.m  and with Frenchgirl decided to go back. It was a big mistake. I could stay there longer and come back with my host !!! I couldn't find the building. It's kinda lovely story.



piątek, 12 września 2014

Jak się spakować na 3 miesiące ?!? / How to pack for 3 months journey ?!?

Publikowane troche po fakcie, a zweryfikowane zostanie po powrocie ;) Calosc wazyla ok. 14kg.

No właśnie: jak?!? Nie będę mydlić nikomu oczu. Niczym TVN24 - cała prawda całą dobę. Ciuchy porozwalane po pokoju zbierają już kurz od tygodnia, a w plecaku zaledwie kilka rzeczy, które i tak z pewnością wyrzucę i zapakuję jeszcze bagatela 5 razy. Nie będę mistrzem pakowania - to pewne, ale chcę udowodnić, że niekoniecznie trzeba pakować zestaw majtek i skarpetek na tydzień, to samo z t-shirtami, pięcioma kieckami, bo przecież TRZEBA jakoś wyglądać gdy się wychodzi do ludzi. Co to to nie.  Jak spakuje się Katarzyna? TAK:

1. Kategoria "ciuszki-fatałaszki" i obuwie

  • szarawary/haremki/pumpy/zwał jak zwał - czyli najwygodniejsze spodnie świata (choć wyglądają jakbym miała solidnie wypchanego pampersa) 2 sztuki
  • t-shirty sztuk 3, topy 2
  • skarpetki 4, gatki 4
  • kurtka przeciwdeszczowa
  • lekkie pseudo-jeansy (materiałowa wersja spodni, które wyglądają jak jeansy :P)
  • bluza
  • cienki polar - pod kurtkę, do busa i  do samolotu gdyby zbytnio podkręcili klimę
  • krótkie spodenki sztuk 1
  • ok, wyjdę na hipokrytkę ale może w plecaku znajdzie się jakaś kiecka albo ładniejsza bluzka (zdjęcie z każdej imprezy/wyjścia będzie podobne w pewnym sensie, szafiarki ze mnie nie będzie :D)
  • legginsy, zestaw z t-shirtem do spania i gdy będzie zimniej niż myślę, że będzie - pod szerokie pantalony, jak znalazł!
  • sandały trekkingowe, które przetrwały uwięzienie w mule po kolana
  • trampeczky (najcięższe więc zawsze w trakcie przejazdów będą na stopach)
  • japonki pod prysznic
  • buty trekkingowe z lidla do testów :D 
 
2. Kosmetyki itp.

  • żel typu 100w1 - szampon, żel pod prysznic, i... proszek do prania, a ryj też się nim umyje :D
  • odżywka do włosów - bo w życiu ich nie rozplącze, a z dredami wracać nie planuję
  • klasyki: pasta, szczotka, porządny antyperspirant (na Phuket w dniu dzisiejszym: 32 stopnie)
  • mokre chustki typu wszelkiego, suche zwyklaki też się przydadzą
  • Autan Tropical - "must have" na komary
  • Apteczka - o ktorej pisalam wczesniej
  • Puder, tusz do rzęs i korektor - kobieta chociaż jest w podróży nie ma w planach zamienić się w potworzycę ;)
 
3. Gadżety i inne pierdoły - czyli cała reszta, której w dwóch powyższych kategoriach nie mogłam dopisać

  • śpiwór i karimata (która już swoje lata świetności przeżyła i nie smutno mi będzie gdzieś się jej po drodze pozbyć)
  • 2 markery, 3 długopisy i notatnik
  • sznurek, gumki recepturki
  • igła i nitka
  • ELEKTRONIKA: ładowarki, baterie, dodatkowy telefon, czołówka, latarka na korbkę, power bank, który chyba do niczego się nie nadaje (a tak się cieszyłam!), tablet, karty z dodatkowymi 4GB pamięci
  • dmuchany rogal do spania
  • nerki - jedna do schowania pod spodnie, druga do noszenia na wierzchu na potrzebne rzeczy
  • pasek z tajemną skrytką - na części długości ma suwak, i kieszonkę gdzie można chować swoje miliony :D
  • kłódki o, których pisałam rowniez wczesniej TUTAJ
 
4. O dokumentach słów kilka :)

  • Paszport: rzecz wiadoma (grunt żeby był ważny co najmniej pół roku przed wyjazdem - sprawdzajcie odpowiednio wcześniej)
  • Karty płatnicze - sprawdzajcie bardzo uważnie oferty banków, jeżeli planujecie nie nosić ze sobą całej gotówki najważniejsze jest to żeby bank nie pobierał gigantycznej prowizji od wypłaty z bankomatu za granicą - ja mam konto w T-mobile banku - niegdyś był to Alior Sync :) i mam wypłaty za free (to nie reklama broń Boże!) choc w Tajlandii od kazdej wyplaty pobieraja z automatu 150bht czyli ok. 15zl. Kolejny myk: najlepiej mieć dwie karty:  Visę i Mastercarda, bo czasem nie akceptują jednej lub drugiej. Np. w Lidlu w Wiedniu nie chcieli ani Mastercarda kredytowki ani Diners Club Visy
  • DODATKOWO: skany paszportu, biletu lotniczego na mailu + kilka wydrukowanych kopii (ja będę miała 4, w różnych miejscach, o których pewnie zapomnę)
  • zdjęcia paszportowe (ja zabieram 10, a co!) - wymagane do wiz, a czasem wymagają ich przy kupnie karty sim (podobno w Indiach mają takie dziwne zasady, tak na przyszłość)
  
Bym zapomniala! Dodatkowo wzielam 2 opakowania ptasiego mleczka dla mych pierwszych hostow, troche pocztowek, kilogram krowek i rozne gazdzety typu smycze itp. dla dzieciaczkow :D



ENG version :)

Published a little after the fact but will be verified after my return;) Backpack weigh is approx. 14kg.
 

That's right: how?!? I will not "pull the wool over anyone eyes". Like TVN 24 - the whole truth around the clock. Clothes make huge mess around the room and gathering dust for a week already, and in my backpack there are a few things but for sure I will throw then away pack few times more, agan and again. I'm not a master of packing - that's for sure, but I want to prove that it is not necessary to pack a set of underpants and socks for a week, the same amount of t-shirts, five dresses because I need to look somehow when it comes to people. What did u pack Kasia? 

1. The category "clothes-attire" and footwear

  • loose pants/pumps  called as called - that is the most comfortable pants in the world (although it looks like I have firmly stuffed Pampers) 2 pieces
  •  t-shirts units 3, tops 2
  • 4 pairs of socks, pants 4 
  • rain jacket
  • pseudo-lightweight jeans (material version pants that look like jeans: P)
  • blouse
  • thin fleece - the jacket, the bus and the plane sometimes are so cold inside cause od air co
  • shorts - 1 piece
  • ok, I will be small hypocrite but maybe in the backpack will be one dress or blouse (photo  from each event /output will be preety similar in some sense 
  • leggings, in set  with t-shirt will pretend pyjama and when it will be bit colder than I think it will be - put them under the wide pantaloons
  • trekking sandals that survived imprisonment in the mud foot
  • trainers (heaviest so always when driving will be on the feet)
  • flip-flops to put on under a shower
  • trekking shoes from Lidl for testing: D

2 Cosmetics

  • gel type 100w1 - shampoo, shower gel, and ... washing powder and snout wash it too: D
  • hair conditioner - because in life they do not untied, and I do not plan to go back dreadlocks
  • classics: pasta, brush, decent antiperspirant (on Phuket today: 32 degrees) 
  • wet handkerchiefs of all types, dry ones also will be useful
  • Autan Tropical - "must have" for mosquitoes
  • First aid kit - which I wrote about earlier
  • Powder, mascara and concealer - although the woman is traveling has no plans to turn into a-beast;)

3. Gadgets and other crap - that is, all the rest which in these two categories could not add

  • sleeping bag and foam pad (which has already outlived it's glory years and I am sad to be somewhere along the way to get rid of it)
  • 2 markers, 3 pens and notebook
  • cord, rubber band 
  • needle and thread
  • ELECTRONICS: chargers, batteries, extra phone, headlamp, flashlight crank, power bank, which is probably good for nothing suitable (and I was so happy!) Tablet, the card with additional 4GB of memory
  • puffed twirl to sleep
  • kidney/bags on straps - one to hide under pants, the other to wear on top on necessities
  • a cache of secret bar - part of the length has a slider and a pocket where you can hide your millions: D
  • padlocks with which I wrote about earlier also HERE

4. About documents a few words :)

  •  passport: thing made ​​known (land that was valid at least six months prior to departure - keep checking in advance)
  • credit cards - test the banks offer very carefully if you plan not to carry around all the money the most important is that the bank does not receive a commission from a giant ATM withdrawal abroad - I have an account with T-mobile bank - once it was Alior Sync :) and I have paid for free (this is not advertising, God forbid!) although in Thailand since each draw their withdrawals from the machine that is about 150bht. 15zl. Another myk: best to have two cards: Visa, MasterCard, because sometimes they do not accept one or the other. For example. At Lidl in Vienna did not want nor MasterCard or Diners Club kredytowki Visa
  • ADDITIONALLY: scans a passport, air ticket for mail + a few printed copies (I'll have 4, in different places, which probably forget)
  • passport photos (I'm taking 10, and what!) - required for visas, and sometimes require them when buying sim cards (supposedly in India have the strange rules, so in the future)

I forgot! In addition, I took 2 packages marshmallows for my first host, some postcards, a kilogram of fudges and various gadgets type leashes, etc.. For kids :D



niedziela, 7 września 2014

Wiedeń na dobry (?) początek / Vienna for good (?) begginng


Wiedeń. 12 godzin w Polskim busie i nawet nie dostaliśmy wody/kawy/przekąski - skandal! Nieważne z resztą,  ciąg dalszy związany z mym couchsurfingowym hostem był znacznie gorszy.  Myślalam, że dotrę ze spokojem. Tere fere. Gdyby nie deszcz i fakt, że przyjechaliśmy przed czasem (szok!) plany sie trochę zmieniły.  Wylądowałam w McDonaldsie z parą przemiłych Polaków (pozdro600!) po kawie i czasie bliżej nieokreślonym podjęłam próbę dotarcia do mego (pewnego w tamtym momencie) noclegu. Nie będę sie rozpisywać nad jego osobą: niemowa, gbur, ignorant, łajza w najgorszym wydaniu. 

Chciałam wypić z nim piwo: nie, kupuje bilet, a on wsiada do metra, krew mnie zalała.  Wyszłam więc z chaty żeby cos zwiedzić,  dorwałam wifi, patrzę,  a tam wiadomość od typka, że jestem najgorszą surferka i mnie nie przenocuje, ot miał taki kaprys.  Wróciłam, a ten bezczel wyrzucił me rzeczy i nawet łaskawie nie otworzył drzwi (oj zdzieliłabym go po ryjku, chyba to przewidział). Spakowałam co musiałam i zostawiłam mu notkę na framudze drzwi (wiedziałam, ze marker się przyda!) - Asshole lives here! Żałuję tylko, że nie zostawilam mu niczego na drzwiach czy wycieraczce.
   

Wściekła jak cholera, co zdarza sie baaardzo rzadko znów poleciałam na dworzec i zaczęłam szukać dobrego człowieka,  który mnie przyjmie. Udało się! Z oczami jak królik (takie emocje!!!) podjechałam na Westbahnhof gdzie przywitał mnie tatuś (z Mauritiusu) ze swoją najukochańszą 4,5 letnią córeczką. Dzień się już powoli kończył więc objechaliśmy kilka spotów w Wiedniu, wypiliśmy drina i spać!

Pogoda trochę lepsza, przynajmniej nie pada. Pojechaliśmy więc na niejaką górkę Karlsberg (chyba) żeby spojrzeć na miasto nieco z góry. Potem poleciałam sama szlifować wiedeńskie bruki. Zastanawia mnie tylko czy przypadkiem nie działa tam szajka pod osłoną koncertowych naganiaczy. Dwukrotnie zostałam zaczepiona i zaproszona na drina/kawę... z pewnością byli to handlarze organami! 

Wrażenia: pierwsze, z dworca było WOW jak tu czysto, żule pewnie nie istnieją ale... do czasu :D Wszystkie budynki były w podobnym stylu, wysokie, klasyczne, jasne. Mix kulturowy w stopniu umiarkowanym, do Anglii Wiedniowi zdecydowanie daleko.Miasto ogolnie dosc drogie choc na wypad weekendowy sie nadaje jak najbardziej, jest dosc blisko i wszystko mozna z latwoscia ogarnac w 3 dni.


Tyle godzin w samolocie.... właśnie siedzę na lotnisku w Abu Zabi, czekam ma ostani (6h) lot i juz wiem, że nie ma aż takiej tragedii tragedii, odcisków na tyłku nie posiadam ale przydałoby sie w końcu zasnąć.

Suche informacje tj. praktyczne ;)

Pojedynczy bilet na metro czy inny środek transportu to koszt 2,2 euro. 48h bilet to już jakieś 13 eurasków.  Autobus z Westbahnhof na lotnisko pół godziny jazdy, 8 euro. Przechowalnia bagażu (24h) 2,5 również na Westbahnhof.  Wifi wiadomo - w Maku, ew. w centrach handlowych.


Eng version :)

Vienna. 12 hours in PolskiBus and did not even get water/coffee/snacks - scandal! Anyway, nevermind the rest connected with couchsurfing was much, much worse. Thought you I'd get with equanimity. Balblabla. We arrived ahead of time (shock!) and in addiction it was rainig. I landed in McDonalds with a pair of delectable Poles (high 5!). After coffee and an unspecified time I made an attempt to reach out to my (some at that time) accommodation. I will not dwell on Aug. his person: mute, boor, ignorant, loser at its worst. I wanted to drink a beer with him: no, when I was buying a ticket he gets on the subway and didn't even take a look if I'm in, blood flooded me. So I walked out of the from his place to discover something.

I found wifi, looked on my email box and there was a message from  that guy that I'm the worst surfer and that he can't host me cause I have annoying voice (wtf!?!) I went back, and this asshole threw mine things and even kindly do not open the door (oh I would love to punch him on his face, he predicted that I guess). I packed what I had to and left him a note on the door frame (I knew that marker come in handy!) - Asshole lives here! My only regret is that I didn;t write anything on his door.

 

Mad as hell what happens to me sooooo rarely get back to the main station and started to look for a good man who will accept me even with my voice :D It worked! With red eyes like a rabbit (such huge emotions!!!) went to the Westbahnhof where daddy (from Mauritius) with his beloved 4.5 year old daughter picked me up. The day has ended so we tookm a ride around the city to see few spots in Vienna get some coctails and felt asleep.
 
 

Weather was little bit better, at least it doesn't rain. So we went out and get
Carlsberg hill  (I think that was the name?) to look at the city a little "in advance". Then I went alone to grind some Viennese cobblestones. I only wonder whether I work there under the protection of a gang of touts concert. Twice I was was hooked and invited for coffee/anything to drink... certainly they were bodies traders!

Impressions: First, the station was WOW how clean was that! Bums probably do not exist but... till some time :D All the buildings were in a similar style, tall, classic, bright. Cultural mix if we compare it to England.. it's huge gap between those. In the evening we watched together a fairy tale ate lovely dinner and went to sleep. Peaceful.

So many hours on a plane.... just sitting at the airport in Abu Dhabi, is looking forward to next (6h) flight and I already know that it is not such a tragedy as I thought it will be. But anyway it would be nice to fall asleep even for a moment :)

"Dry information" about the city I mean.. practical ones ;)

A single ticket on the metro or other means of transport costs 2.2 euros. 48h ticket is already some 13. Bus from Westbahnhof to the airport a half hour drive, 8 euros. Luggage locker  (24h) 2.5 also on the Westbahnhof. Wifi as you know - McDonalds, if necessary shopping malls