Dear World: I'm coming!: Porto in Porto

piątek, 27 grudnia 2013

Porto in Porto


Jak to mówią: święta, święta i po świętach! Poniżej mały "datowy" zbieg okoliczności. Porto baby! :)


W Polsce chlebem i solą, w Porto szklaneczką tutejszego, słodkiego Porto. Couchsurfingowania ciąg dalszy. Tym razem moim 3-dniowym lokum był pokój z prywatną łazienką, w kamienicy przy Santa Catarinie- odpowiedniku poznańskiej Półwiejskiej, sopockiego Monciaku (Monciaka), toruńskiej szerokiej. Czego chcieć więcej? Zmęczenie? Jakie zmęczenie?!?! Momentalnie odeszło w niepamięć. Porto zarówno za dnia jak i nocą jest iście magicznym miejscem. Światła na moście, zdezelowane budyneczki, tłumy na deptaku nad samą rzeką, muzyka na żywo, scena, a na niej... taniec brzucha (nawet tam!!!) Radość. Na zmęczenie najlepsze (jak zawsze!) zimne piwko, w gratisie shisha i miękkie poduchy pod tyłkiem. W tych przecudnych okolicznościach poznaliśmy Daniela i Anje (Brazyliczyk, trener norweskiej drużyny siatkówki plażowej- okazało się, że w tym czasie rozgrywane były mistrzostwa akademickie, Anja była rodowitą "Oslowską" Norweżką). Wieczór na wesoło: piłkarzyki, shoty z absyntem, kupa śmiechu.


27 lipiec - dzień, w którym wszystko kręciło się dookoła ludzi :)

Trafiłam na ciekawy moment istnienia mieszkania- wprowadził się nowy lokator (oczywiście imienia nie pamiętam) z Walii, uczy angielskiego w szkole w Porto i jest słodkim, baaardzo słodkim homoseksualistą :) Zrobione paznokcie, brwi, idealnie wygolona głowa i do tego śmieszne tiki nerwowe -> pocieranie rąk i... nawyk bycia głośnym :D Poznałam też Gonzalo, Hiszpana, który był na Erasmusie we Wrocławiu. Zawsze musi się pojawić jakiś polski motyw, gdziekolwiek mnie nie poniesie. Idziemy nad Atlantyk! Akurat ktoś na Couchu rzucił temat plażowania. To właśnie tu spotkałam JEDYNEGO Polaka podczas mego całego pobytu w Portugalii. 

Zaczęło wiać, zmarzliśmy więc spotkaliśmy się z Danielem i Anją. Przeżyłam (kolejny) największy szok życia, wręcz nie dowierzałam własnym uszom. Gadamy, gadamy, aż tu nagle... wybuchłam śmiechem. Grali Polacy i nie mogło oczywiście zabraknąć soczystego ,,Ona tańczy dla mnie". Duma mnie wręcz rozpierała! Poszliśmy na obiad do restauracji w jakiejś wąskiej, bocznej uliczce. A tam... rozpusta- białe wino i świeża rybka (codfish z grilla). Plan na wieczór: grill. Muzyka, pogaduszki o robienia piwa (moje małe marzenie), różowe wino (wina w Portugalii są cholernie tanie, szok) i obserwowanie kwitnącej miłości (wiedziałam!!! wystarczyło spojrzeć na Adrea i naszego nowego lokatora) iście rozczulający widok. Jutro zwiedzanie na całego! Koniec tego dobrego ;)
 



ENG version

As they say: Holy, holy, and.. after the holidays! Here a small "date" coincidence. Porto baby ! :)

In Poland we are saying welcome with bread and salt here with a glass of sweet local Porto. Couchsurfing time! My 3-day locale was a room with a private bathroom in the building next to Santa Catarina - equivalent Półwiejska in Poznan, Monciak ( Monciak ) in Sopot, Szeroka in Torun. Just perfect! Fatigue? What is fatigue?!? Immediately gone into oblivion. Porto both by day and night is a truly magical place. All those lights on the bridge, dilapidated small buildings, the crowds on the boardwalk by the river, live music, scene and... belly dancing (even there!) Joy. The best afer such a long day (as always!) is cold beer, in addiction shisha and soft pillows under ass. In these circumstances we met Daniel and Anja ( brazilian coach of   Norwegian beach volleyball team- it turned out that at that time were played academic championship, Anja was a native-Oslo Norwegian woman). Evening full of humor: table-football, shots with absinthe, a pile of laughter.


July 27 - the day on which everything was revolved around people :)

I came at very interesting moment of the existence of this flat- introduced to the new tenant (of course I do not remember the name) from Wales, teaches English at a school in Porto and is a sweet, sooooo sweet gay :) Taken nails, eyebrows, perfectly shaved head and to this ridiculous tics - > rubbing hands and.. the habit of being loud :D also met Gonzalo, a Spaniard, who was on Erasmus in Wroclaw. It must always appear a Polish theme, wherever I will be.  Let's go over the Atlantic! Just someone threw on CS website info about meeting on the beach. It was the place where I met ONE Pole during my entire stay in Portugal. 

It began to blow, was cold so we met up with Daniel and Anja. I was in the biggest shock of my life, even I did not believe my own ears. We were talking and  all of a sudden... I burst out laughing. Poles were playing at this moment  and in the speakers they play some polish song, very awful one, which was hated by many people but everyody were thinking that soon it will be played even in fridge ,,Ona tańczy dla mnie "  How can I be proud Pole? :D Went for lunch in a narrow side street. Vice! The perfect white wine and fresh fish (grilled codfish) Plan for the evening : BBQ. Loud music, chatting about making beer (my little dream!), pink wine (the wines in Portugal are pretty damn cheap, shock) and observing the thriving love ( knew it! enough to look at Adrea and our new tenant )- lovely view . Tomorrow tour on the whole! End of my sweet lazyness ;)



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz