Spakowana, przygotowana do podróży o 13 została porzucona na stacji benzynowej dość niedaleko akademika. Spot wg pana ze stacji nie nadawał się do łapania stopa (hitchwiki mnie okłamała!!!) więc musiałam szybko się stamtąd wydostać. Okazało się, że autostrada jest dość daleko i muszę do niej jakoś dotrzeć... także szłam i szłam. Po 30 minutach marszu z mym super wygodnym i leciutkim niczym pióreczko plecakiem spytałam w końcu kogoś o drogę. Szczęście znowu się do mnie uśmiechnęło: przemiły dziadek po tym jak opowiedział mi co gdzie i jak (widząc chyba mój "analizujący" wyraz twarzy) zaproponował mi podwózkę :) To miał być mój pierwszy stop - obawy, lęk i upał, któryego odczucie potęgowało stanie na rozgrzanym asfalcie! Jakieś 15-20 minut machania kartką "Rotterdam", w pewnym stopniu zakłopotanie tym co właściwie robię i ciekawość. Pierwszy samochód jechał w innym kierunku, drugi powiedział, że wróci za godzinę... do trzech razy sztuka! Zabrałam się z tatusiem 2 dzieci, gadając o wszystkim i o niczym niepostrzeżenie znalazłam się na dworcu głównym w Rotterdamie.
Oczekiwanie na stacji na Erica, znowu jakieś nieuzasadnione obawy, wielka niewiadoma :) Pierwsze
wrażenie? Dziwne, przestraszyłam się, że
mam do czynienia ze zdystansowanym na maxa typkiem - pierwsze wrażenie w tym przypadku mylne w 100%!
Mieszkanie dość... klimatyczne, kamienica, wąskie schody, prysznic nie działa jak powinien, w łazience
nie ma światła, podłoga skrzypi, a ja faktycznie mam spać na kanapie! Eryczek
okazało się ma głos z kosmosu! Mega utalentowany koleś, pianino, gitara... poezja dla uszu - siedziałam, wzdychałam i prosiłam tylko o kolejne piosenki. Do tego okazało się, że jest
mega zabawny i choć jego poczucie humoru było zazwyczaj dość ironiczne... dla mnie baaardzo
na plus! Ogarnęliśmy się i polecieliśmy na spotkanie CS na plaży, poznałam masę ludzi choć imion oczywiście nie pamiętam :D Wiadomo: piwka, kupa śmiechu, ciepła woda w jeziorze i pełen chillax.
Drugiego dnia do 14 miałam czas wolny. Zupka chińska na śniadanie, pranie (no niestety, taki efekt odciążenia plecaka),
muzyka, facebook i odpoczynek niewiadomo po czym. Rotterdam wg mnie jest dość... specyficzny? Centrum
jest dość małe, nowoczesne, szklane i nie ma tam zbyt wielu zabytków (wynik bombardowania
podczas wojny). Poszliśmy
zobaczyć kostkowe apartamenty (Kubuswoningen), most (Erasmusbrug), ogromne biurowce (Maastoren). Do portu niestety
nie dotarliśmy, ale... może następnym razem? Zrobiliśmy zakupy obiadowe na targu i zjedliśmy wafle z miodem (Stroopwaffels omnomnom). Po obłażeniu miasta na powrót zabrakło nam sił więc posililiśmy się
niemalże kubkiem cukru tj. shakiem malinowym <3. Z racji tego, że mój host jest wielkim fanem Polski i pierogów - na obiad próbowałam stworzyć ich holenderska wersję (jak na swój debiut muszę przyznać, iż jestem z siebie całkiem dumna ;))
ENG version
Packed, ready for travel! Around 1 p.m I was abandoned at a gas station quite near the dorm. Unfortunately, the guy who was working there said this is not the best place for hitchiking to Rotterdam (hitchwiki lied to me!) so I had to quickly change the place. It turned out that the highway is quite far away and I need to somehow get it... Well, after
30 minutes of walking with my super-convenient and a light like a feather
backpack I finally asked someone for direction. Luck
again smiled at me: delectable grandpa after he told me what, where and how (perhaps seeing my "analyzing" face) offered me a ride
:) It was supposed to be my first hitchhike-try, I felt a fear, anxiety and heating which was intensified by standing on the hot tarmac! About 15-20 minutes of the "Rotterdam" referee waving, some extent embarrassment what I'm doing and... curiosity . The first car was driving in the other direction , the other driver said he'd be back in an hour... to three times a charm! I get a ride with a daddy of 2 lovely children, talking about everything and nothing
imperceptibly I found myself at the main train station in Rotterdam.
Waiting at the station for Eric, again the great unknown :) First impression? Strange, scared that I was dealing with the max outstripped local hooligan - first impression in this case 100% wrong! Flat unusual... climate, narrow stairs, shower did not work as it should, in the bathroom there was no light, the floor creaks, and I actually have to sleep on the couch! Real couch experience :) Eryczek turned out to be a voice from outer space! Talented guy, piano, guitar... just poetry for the ears. Turned out to be sooo funny and though his sense of humor was usually quite ironic... for me big plus! We attented to CS meeting on the beach, I met countless people but can not remember the names of course :D What is known: beers, a pile of laughter, warm water in the lake and full-time chilling.
The second day till 2 p.m I had a free time. Chinese soup for breakfast, laundry (unfortunately, the effect of relieving the backpack), music, facebook and the rest. Rotterdam by me is quite... specific? The center is quite small, modern glass buildings around and there is not too many old buildings (the result of bombing during the second world war). We went to see dicing apartments (Kubuswoningen), bridge (Erasmus), large office buildings (Maastoren). We didn't go to see the port but... maybe next time? We did some shopping in the market and ate waffles with honey (Stroopwaffels, yummy). After walking through the whole city we were ran out of power so get almost a cup of sugar - raspberry shake <3 Due to the fact that my host is a big fan of Poland and dumplings - for dinner I tried to create their Dutch version (as on my debut, I must admit that I am quite proud of myself ;) )
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz