Po pobycie w Tajlandii wszystkiego trzeba było się nauczyć od początku. Dziękuję, dzień dobry, przepraszam, była tu też inna waluta: kipy - ceny w dziesiątkach/setkach tysięcy zawsze wprawiały mnie w niemałe zakłopotanie. Dobrze, że zawsze obok był ktoś o niebo lepszy z matematyki od Katarzyny. W dniu dzisiejszym 1 kip to około 45 groszy.
Po dotarciu tuk tukiem z portu (co jest zbyt wielkim słowem) znaleźliśmy się prawie 10-osobową grupą w samym centrum miasta. Guesthouse na guesthou'sie - i weź tu człowieku bądź mądry i znajdź coś taniego :) Sezon się jeszcze nie zaczął więc wybór był ogromny. Padło na Culture Guesthouse - jakieś 7 minut do pobliskiego nocnego marketu (uwielbiam!). Zapłaciliśmy po przeliczeniu ok. 15zł za nockę/od osoby (ja dzieliłam pokój i łóżko z przeuroczą Angielką). Na górze pokój miały 2 Holendry i Anglik, a w sąsiedztwie spali Australijczyk i Holenderka. Spędziliśmy tam chyba 3 nocki.
Co robiliśmy na miejscu???
Było leżenie nad basenem. Wyjście do klubu (de facto był to bardzo dziwny klub) w którym zamiast regularnego parkietu były taki ze stolikami otoczonymi przez gibających się ludzi, pokazaliśmy im jak się tańczy ;). Były też kręgle - a przy tym kupa śmiechu i mnóstwo pijanych ludzi dookoła. Utopia - najlepszy pub/bar w jakim dane było mi wypić Beer Lao - poduchy na podłogach, wszyscy na bosaka, bambusowy taras, tam spotkali się wszyscy z łódki - nie trzeba się było nawet umawiać - to po prostu kultowe miejsce do którego idą wszyscy prędzej czy później: sami zobaczcie ;) Trip Advisor Wam pokaże, byłam zbyt zajęty na jakiekolwiek zdjęcia.
Wbiegliśmy po schodach na górę gdzie była świątynia - ledwie zdążyliśmy na zachód słońca... czy wspominałam, że oni są zboczeni pod względem schodów i przy tym utrudniania życia innym? :D Pojechaliśmy też nad dwa wodospady (jeżeli ktoś wybiera się najlepiej jest złożyć się grupą na tuk tuka zamiast kupna zorganizowanej wycieczki z biura), a wybraliśmy Kuang Si Falls i Tad Sea Waterfall. Z racji tego, że akurat była pora deszczowa zamiast malowniczych niebieskich wodospadzików zastaliśmy rwące potoki z brązowawą wodą - co oczywiści nie przeszkadzało nikomu żeby wskoczyć i pomoczyć spocone tyłki. Żeby dostać się do Tad Sea Waterfall trzeba było z tuk tuka przesiąść się do łódki prawie takiej jak w filmie o Pocahontas.
Z innych atrakcji korzystaliśmy po drodze - nocny market, a tam mnóstwo lokalnych wyrobów, wódek ze skorpionami i wężami w butelce, torebek, wisiorków - raj dla zakupoholików i alkoholików. Wyhaczyliśmy super miejsce z jedzeniem - coś w stylu "all you can eat" za 4złote :D - mimo prób znalezienia czegoś innego wracaliśmy w to samo miejsce jak te bumerangi. Leżeliśmy na ulicy przy Mekongu i patrzyliśmy w gwiazdy.
Tad Sea Waterfall |
O samym mieście? Urocze, spokojne, 3 dni w Luang wystarczyły żeby zobaczyć miasto, okolice i nauczyć się podstaw laotańskiego. Czy ludzie byli tu inni? Hmmm, właściwie to dało się zauważyć różnicę - nie byli tak upierdliwi na bazarze, nie zawsze odwzajemniali uśmiechy, czasem czułam się tam jak najeźdźca. Z Luang Prabang do... Vang Vieng! Miasto grzechu, tak o nim mówili.
ENG version :)
After being in Thailand I had to learn all of the things from scratch. Thank you, good morning, I'm sorry, also they have different currency: kip - prices in tens/hundreds of thousands always made me confused. Well, also had someone next to me who was much better then me from math what was preety good tho. Today 1 LAK is 0.0001 USD - to make it easier 1 USD is 8102 LAK.
A tak robiłam zdjęcia do końca wyjazdu... / That's how I was making picutures till the end of my trip... |
We took tuk tuk from the port to city centre ("port" is too big a word) Plenty of guesthouse's around - season has not started yet so the choice was huge. We stopped in Culture Guesthouse - seven minutes away from night market (my big love!). We paid approx. 5$ per night for 1 person (I shared a room and a bed with a delightful English girl). Upstairs was the room of 2 Dutch guys and Englishman, next to our room were Australian guy and Dutch girl. We spent there probably 3 nights.
What were we doing in Luang Prabang???
Lying next to the pool. Went to the club (in fact it was a very strange club) in which instead of regular dancefloor found some tables surrounded by standing people, we showed them how to dance ;). We also went for bowling - laugh and a lot of drunk people around. Utopia - the best pub/bar where I get Beer Lao - cushions on the floor, all people on barefoot, bamboo terrace, place where we met all of people from the boat - it is simply a cult place where we all go sooner or later. Trip Advisor will show you some pics - I was to busy to make some.
We ran up the stairs to the one of the temples - almost missed the sunset... Did I mention that they love building stairs and at the same time they are making others life bit miserable? :D We went also to see two waterfalls (if one chooses the best is to make a group on the tuk-tuk instead of buying an organized tour of the office), and we chose Kuang Si Falls and Tad Sea Waterfall. Due to the fact that it was rainy season instead of nice blue water we found brownish water and really powerful waterfalls - which of course didn't disturb anyone to jump in and soak sweaty asses. To get to Tad Sea Waterfall we had to hire tuk-tuk and then change for the boat such as in a film about Pocahontas.
Nocny market / Night market |
The
other attractions we enjoyed along the way - a night market with
lots of local products as for example vodka with scorpions and snakes in bottles, bags,
pendants - a paradise for shopaholics and alcoholics. Found lovely and great place with food - something like "all you can eat"
for 1,4$ :D - even if we tried to find something else we came back in the
same place as boomerangs.
Luang Prabang is charming, quiet and really chilled place. If you have just couple of days it's fair enough to see the city, the surrounding and learn the basics of Laotian. What about people there? Hmm, actually I could see the difference - they were not as pain in the ass in the bazaar, not always reciprocated smiles, sometimes I felt like invader. From Luang Prabang to Vang Vieng...! The city of sin, that's what I heard.
Tajlandia.... Wspaniale! Bardzo ciekawie brzmi też wódka z wężem lub skorpionem w butelce :)
OdpowiedzUsuńhttp://wolnym-krokiem.blogspot.com/