Dear World: I'm coming!: Montpellier

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Montpellier




Facebookowa Męczybuła- to ja! Na blogu wychodzi mi to dość nieudolnie i właśnie sobie zdałam sprawę, że nawet nie dokończyłam pisać o mym mini eurotripie, a chcę o całej reszcie. Zadanie nie ten miesiąc: dokończyć! Dużo tego nie zostało :) Skończyłam na Barcelonie i Montpellier. 



Mogę śmiało powiedzieć, że obudziło mnie słońce. Dość naturalna pobudeczka - miła odmiana po budzikach. Prosto ze śpiwora do morza! Czy wy też tak macie, że boicie się, że zaraz wam coś urwie nogę? Wciągnie pod wodę? Ugryzie? Wzięłam w miarę cywilizowany prysznic (woda zimna w cholerę ale co poradzić. Zebraliśmy się, zwinęliśmy nasz sajgon-obóz i wróciliśmy stopem do miasta. Zostawiliśmy rzeczy w szafkach w muzeum i poszliśmy zwiedzać :) (Fajny patent, często jest mnóstwo miejsc typu centra handlowe, muzea, dworce gdzie możecie zostawić swoje rzeczy za free, co by nie męczyć się noszeniem zbędnego dobytku). Pogoda nadal bez zmian, a miasto przeurocze! W dalszym ciągu: wąskie uliczki, jasna zabudowa, niewysoka, kamieniczki, duży plac... urocza nadmorska miejscowość oddalona bagatela o 5 km od morza - to jego jedyna wada. 


Jak na low-budget-travellerów przystało kupiliśmy potrzebny do przeżycia prowiant: krewetki, ser z pleśnią, bagietki, wino - jak na studentów w kryzysie przystało! Zaczęło wiać, ściemniać się, kropić. Rozłożyliśmy spanie, namiot i nagle: jebs! Patrzymy, a tu się błyska z trzech stron.D. uciekł gdzieś szukać miejscówki do spania, a ja coraz bardziej spanikowana poleciałam do obcych ludzi (wzdłuż plaży ciągnęły się domki) i z drżeniem w głosie, w tempie raperskim zaczęłam tłumaczyć w jakiej sytuacji się znaleźliśmy - urok osobisty! Przenieśliśmy graty pod balkon obcych Francuzów i poszliśmy kimać na betonie. Burze przeszły bokiem i spadły na nas 3 krople deszczu. Przezorność to podstawa.


ENG version :)

Facebook's tiring-ass - that's me! In my blog it's bit harder and I already realized that I didn't finish yet stories from my mini eurotrip and I want to write about... rest. The task for this month: complete it! Not that much left :) I finished here: Barcelona and Montpellier.


I can confidently say that the sun woke me up. Quite natural form of alarm - a nice change from
clocks alarm. Straight from the sleeping bag went into the sea!Do you also have that fear that something in the water will just tear off your leg? Pulls down to the water? Bite? Damn! I took quiet civilized shower (cold water as hell but... survived). We "rolled up"our  camp and returned to the city. Items left in lockers at the museum, time to explore :) (Cool patent! Often there are plenty of places like shopping centers, museums, train stations where you can leave your stuff for free, carrying stuff all time long is always tiring :D). Weather is still the same and city is simply charming! Narrow streets, light fittings, light houses, large square... charming seaside  about 5 km away from the sea - it was the only sucks-thing.


As for the low-budget - travellers we bought only
necessary stuff to survive: shrimps, cheese with mold, baguettes, wine - as befits students in deep crisis! It began to blow, fade down , gulp down. We spread sleeping tent and suddenly BANG! We looked around and noticed flashings from 3 sides. D. ran out to look for spots to sleep  and I more and more panicked I flew to strangers (there were stretched along the beach cottages) and with trembling in my voice at a rate of rap began to explain the situation in which we find ourselves - personal charm won! We moved under the French foreign balcony and went napping on the concrete. Storms passed sideways and 3 drops of rain fell on us. Prudence is essential.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz